niedziela, 4 maja 2014

III

Bezskutecznie usiłował podążać jej tropem mimo że skoczył w gęstwinę chwilę po niej. Nie zostawiała żadnych śladów, a nie mógł mieć pewności czy wciąż szła prosto. Mimo wszystko starał się kierować nicią energii która wiodła ich aż dotąd.
 Na początku skupiał się wyłącznie na tym, by nie stracić określonego kierunku, ale po jakimś czasie zaczęła mu dokuczać świadomość, że nie ma pojęcia co jej powie, kiedy się spotkają. Przeprosi? Tylko jak? Wciąż nie pochwalał tego co zrobiła, a w pewnym sensie faktycznie przeciągnęła go na "swoją" stronę.
 Jego krok stał się chwiejny a nadzieja na wybaczenie bledsza.
 Nagle zdał sobie sprawę, że prócz szelestu darni pod jego stopami, nie docierają do niego żadne dźwięki. Jakby ktoś zupełnie wyciszył całe otoczenie. Rozejrzał się niespokojnie, a kiedy znów zwrócił wzrok przed siebie, dostrzegł odsłonięty fragment brunatnego muru, ledwie widocznego spod bluszczu i otaczającej go gamy brązów i ciemnej zieleni lasu.
Skąd mur na tak nierównym terenie? Nie mógł się ciągnąć daleko, nie pozwalało na to podłoże, więc jaki sens go budować?
 Zmarszczył lekko brwi i niepewnie skierował się ku konstrukcji. Zamierzał go okrążyć, utrzymując dystans. Wtedy wyłoniła się druga ściana z takich samych ciemnych cegieł. Między nimi rozpościerała się kamienna, o dziwo niezwykle równa podłoga, pokryta częściowo suchymi liśćmi, ziemią i gałązkami w miejscu gdzie spotykała się z podłożem lasu. Tuż przed nią rosły dwa drzewa, które teoretycznie powinny być wycięte by zrobić miejsce reszcie budynku. Tak się jednak nie stało.
 Co ciekawsze, mury wznosiły się i znikały wśród bluszczu który płynnie piął się dalej, ku drzewom i wysokim krzewom, którym ściany najwyraźniej nie przeszkadzały bujnie rosnąć.
 Nie tylko jedna pozioma płaszczyzna była fragmentem budowli, ale i wyżej, widać było skrawek drugiego piętra.
 - To niemożliwe.. - szepnął do siebie gdy zobaczył poświatę drgającego płomienia pochodni wiszących wgłębi budynku który nie miał prawa ciągnąć się dalej niż na 25 kroków od niego. A jednak patrząc od tej strony, tak właśnie było.
 Na drugie piętro nie miał jak się dostać, ponieważ trzecia ściana, łącząca dwie pozostałe, opadała niemal do podłogi owego piętra pozostawiając tylko wąską szczelinę skąd przeciekało światło.
 Na dole jednak, tuż za pniem jednego z drzew, tkwiących przy wejściu niczym strażnicy, wyłaniały się subtelnie oświetlone łuki zamaskowanego korytarza.
 Przebiegły mu po plecach ciarki niepewności. Nie ciągnęła go już żadna energia. Nie słyszał nawet najdelikatniejszego szumu wiatru.
 Podskoczył jak poparzony kiedy coś musnęło jego kark. Błyskawicznie wydobył sztylet odwracając się energicznie.
 Wtedy ją zobaczył. Nie poznał jej na początku. Podświetlonej pełnym, porannym słońcem przenikającym obwicie przez konary. Miała rozpuszczone włosy i skromną suknię do ziemi. Ale oczy te same, zamyślone, nieobecne. I stale wyglądające na smutne usta.
Niemal biała sowa, zatrzepotała bezszelestnie skrzydłami tuż zanim usiadła na osłoniętym rękawicą przegubie dziewczyny.
 Zaskoczony, nie potrafił pozbierać myśli. Ten budynek za nim. I Ona.. To przecież Ona go prowadziła! Ale jak mogła się tak szybko przeprać? Przecież szedł tylko chwilkę. Zerknął ku górze. Był późny ranek. A wstali o świcie. Musiało minąć co najmniej kilka godzin. Zaczęło mu się wszystko układać. Stracił poczucie czasu, a Ona wyprzedzała go w zręczności poruszania się lasem.
 Dopiero teraz zauważył że go obserwuje. A raczej obserwują. Jej ptak również.
 - Um.. Witaj ponownie.  - zaczął niezbyt zgrabnie
 Skinęła nieznacznie głową nie zmieniając wyrazu twarzy.
 - Czy ty.. Znasz to miejsce?
Powtórzyła gest.
 - Ale mówiłaś, że nie wiesz dokąd idziesz.. - zmrużył lekko oczy
To samo. Westchnął.
 - Słuchaj ja.. - postąpił krok na przód. Nie drgnęła - Przepraszam. Poniosło mnie. Nie to miałem na myśli.
 Popatrzyła powoli na sowę. Ta odwzajemniła spojrzenie i przekrzywiła energicznie główkę, po czym wróciła do obserwacji chłopaka.
 Dziewczyna podeszła do niego i bez słowa minęła. Przeszła pewnie przez "bramę" między drzewami i obejrzała się wychwytując jego spojrzenie.
 Zawahał się ale poszedł za nią.
 - Czemu nic nie mówisz? - spytał cicho gdy ją dogonił w korytarzu.
 Dziwisz się? Odstawiłeś taką szopkę, że najprędzej odezwie się do Ciebie za miesiąc! Przemknęło mu przez myśl aż zacisnął szczęki.


poniedziałek, 25 lutego 2013

Stop!

   Bez sensu.
To co jest na tym blogu, a konkretnie 2 pierwsze ("Część I", "Wojna") pisałam parę lat temu. Stwierdziłam, że kontynuowanie tego, nie ma najmniejszego sensu. Z resztą widać to po "Części II". Nie pamiętam już jaką miałam ambicję w tym co zaczęłam, więc niestety lub stety, jak tam wolicie, ciąg dalszy nie nastąpi. Tak. I właśnie.. Więc bloga zawieszam i poważnie się zastanawiam nad usunięciem go.

  A tak przy okazji, nie za bardzo umiem pisać coś na dłuższą metę. Piszę fragmentami urwanymi z wątków. Niektóre mają sens, istniejąc oddzielnie, inne nie.

sobota, 23 lutego 2013

Część II


Ocknął się gdy wschodzące słońce przenikało delikatnie przez gałęzie wysokich drzew. Zerwał się na równe nogi. Ile spałem?! Jak to się stało w ogóle? Kiedy??
Rozejrzał się dookoła. Dziewczyny nie było już na jego derce. Szlag! Chciał ją zawołać kiedy raptem przypomniał sobie że się nie przedstawili. Odwrócił się i zamarł zaskoczony. Stała przed nim, oparta ramieniem o pień drzewa pod którym spał.
 - Odpocząłeś?
 - J.. ja.. – zaczął ale nie wiedział co powiedzieć. Dopiero teraz dostrzegł dwoje ludzi zaplątanych w korzenie, które owijały się wokół nich niczym ogromne boa. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu gdy rozpoznał szaty i znak.
 - Zjawili się o świcie. – uprzedziła pytanie. – Płytko spałam i usłyszałam jak rozmawiali, kawałek od nas. Mówili coś że jeden z nowicjuszy nie wrócił z ofiarą. Zamierzali się upewnić czy to ty.
 - Jak to się stało..? – wciąż nie dowierzał że drzewo „zaatakowało” tych dwoje.
 - Wspominałam że kiedyś już natknęłam się na nekromantów.
 - Tak ale to nie zmienia.. Czekaj. To twoja robota?
 - Tak. – odparła niewzruszenie zerkając na martwych.
 Rzucił jej tylko ostre spojrzenie. Jego groźne czarne oczy domagały się natychmiastowych wyjaśnień.
 - Musiałam! – jęknęła przepraszająco - Gdybym pozwoliła im odejść, donieśli by gdzie jesteśmy i że podróżujesz ze mną. Dobrowolnie – dodała szybko.
 - I myślisz że w ten sposób jesteś od nich lepsza?!
 - N.. nie rozumiem. – mruknęła zaskoczona
 - Zabijasz, tak jak i oni!
 - Nie miałam wyboru! – nie pozostała mu dłużna – „Zabij lub zostań zabity”! Gdyby nie ja, miałbyś na karku już w tej chwili grupę tych twoich byłych koleżków!
 - Co nie zmienia faktu..
 - Zmienia! Wszystko zmienia! Powinieneś wiedzieć że nie zabijam bez potrzeby. To akurat było w obronie nie tylko własnej ale i twojego tyłka! – zauważyła, wskazując go palcem przy przedostatnim wyrazie. – Jesteś przewrażliwiony na punkcie zabijania przez tych sukinkotów. Rozumiem. Nie możesz więcej patrzeć na czyjąś śmierć. Widziałeś jej zbyt wiele. Ale nie bądź miękką kluchą w takich sytuacjach! To nie powód żebyś mi tu wytykał rzekome błędy.
  Cofnął się o krok po jej ostrych słowach. Cierpliwie czekała patrząc mu hardo w oczy mimo że była niższa od niego. Sięgała mu mniej więcej do mostka. Otrząsnął się po chwili.
 - Ah tak?..
 Skinęła, krzyżując ręce na piersi.
 - A może mi jeszcze powiesz że ci ich szkoda? – trafiła w czuły punkt. Dawniej często czół do nich nienawiść za to co robią. Jednak kiedyś byli ludźmi. Tak przynajmniej mu się wydawało.
 - N.. nie ale..
 - Ale co? Myślisz że oni by się zawahali widząc zdradę?
 -  Zaczynam żałować że pozwoliłem ci się przeciągnąć na swoją stronę! – wypalił niewiele myśląc nad słowami.
 Prychnęła niedowierzając jego słowom.
 - Przeciągnąć? – zapytała bardzo cicho i powoli. – A więc dobrze. Wracaj sobie do nich jak ci się to wszystko tak podobało. Ale powiem ci jedno. Masz więcej wspólnego z mordem niż ja. Na twoich rękach jest krew niewinnych, czy to ci się podoba czy nie.
 Odwróciła się na pięcie zarzucając włosami i zostawiając go samego. Szybko zniknęła w gęstwinie zanim zdążył jakkolwiek zareagować.
Drgnął nagle, uświadamiając sobie co zrobił.
 - Dziewczyno? – zawołał dość cicho. – Zaczekaj! Przepraszam, ja.. – powiedział już głośniej ale znikąd nie dobiegała do niego odpowiedź.
 Zacisnął powieki i opuścił głowę. Idioto! Jak możesz być tak niewdzięczny. Masz przechlapane. Nie umiesz nawet królika upolować gołymi rękami. Został sam. Jedynie z derką którą zawsze nosił przy sobie i niewielkim sztyletem z którym się nie rozstawał.

czwartek, 21 lutego 2013

Wojna


Podpłynął na małej łódce do platformy na której stał domek, zacumował, zabrał torbę i wszedł do środka.
                Budynek miał cienkie bambusowe ściany i zdawał się lewitować nad gładką taflą rozlewiska ciągnącego się po skraj lasu.
Domek ten odstawał od reszty. Jakby nie był częścią wioski. Niewielkie miasto kończyło się wraz z brzegiem rozlewiska.
Woda była strefą pokoju. Granicą. Między wieżowcami toczyły się nieustanne walki. Żołnierze nie strzelali do cywilów, jednak tych było niewielu
 na polu bitwy. Tylko ci, którzy nie zdążyli bądź po prostu nie zdołali uciec.
                Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu i nasłuchiwał. Nagle coś przykuło jego uwagę. Podszedł cicho i płynnie do szafy pod ścianą. Szybkim ruchem otworzył ją. Nie zobaczył jednak nic nadzwyczajnego : kilka wiszących ubrań, stertę jakichś szat poskładanych na prowizorycznej półeczce i dwie pary butów na dnie. Nie tego się spodziewał, już miał zamykać drzwi, gdy znów usłyszał cichy szelest materiału. Przyjrzał się tylnej ścianie mebla. Miała wiele sęków większych i mniejszych, normalne. Dla pewności przejechał po każdym delikatnie palcami. Jeden z brzegu ustąpił. Przekręcił go i przesunął ściankę. Wnęka była niewielka ale w sam raz na kryjówkę. Spojrzał w dół. Na materacyku, owinięty w jasną
pościel spał chłopiec. Czarnowłosy uśmiechnął się lekko i zamkną wnękę, a potem szafę. Omiótł wzrokiem kolejny raz pomieszczenie i mając pewność, że nic nie zmieniło swojego miejsca podszedł do drabiny. W trzech długich skokach znalazł się na poddaszu i zamarł.
                Kątem oka dostrzegł delikatny płynny ruch. Leżąca na podłodze dziewczyna miała pół otwarte oczy. Trwał bez ruchu jeszcze przez dłuższą chwilę. Na pewno śpi. Pomyślał. Wywnioskował to po spokojnym miarowym oddechu i nie reagowała na jego drgnięcie. Odetchnął cicho, wyprostował się na tyle, na ile pozwalały mu poprzeczne belki, położył przed siebie torbę i zaczął w niej grzebać.
                Tymczasem dziewczyna nadal leżała bokiem, z opartą o rękę, jak o poduszkę głową i spływającymi włosami na oczy. Otwarte oczy.
                Czarnowłosy po raz kolejny spojrzał na dziewczynę. Znów znieruchomiał jednak tym razem tylko na chwilę. Spodziewał się, że ją obudzi. Patrzyła mu prosto w oczy, wnikliwie. Niemal odnosił wrażenie, że z nienawiścią. Wrócił do przeszukiwania torby, jednak ona nie
spuszczała wzroku.
 - Podczas misji bardziej mi ufałaś. - odezwał się cicho.
Milczała. Rozległ się cichy szmer. Zerwała się wyszukując źródła dźwięku i szukając dłonią sztyletu. Nie znalazła go, coś było nie tak. Dostrzegła czarnego zielonookiego kota, wpatrującego się w nią tajemniczo. Nie rozluźniła się. Przeniosła wzrok s powrotem na chłopaka.
 - Tam leży - wskazał ruchem głowy nie podnosząc wzroku. - Jest - szepnął do siebie. Wyciągnął z niewielkiej wewnętrznej kieszeni torby coś małego i owalnego. Złoty przedmiot połyskiwał leciutko w ciemnościach. Nie był większy od męskiego kciuka.
 Dziewczyna na początku zastanawiała się dlaczego jej ostrze nie leży tam gdzie je zostawiła, jednak później jej uwagę przykuło to błyszczące coś.
Rozpoznała to coś i lekko uśmiechnęła się złośliwie. Była pewna, że on nie wymyśli do czego to służy. A  nie wiedział na pewno. Inaczej by to trzymał. W każdym razie na pewno nie do góry nogami. Odwróciła spokojnie głowę i spojrzała na kota. Leżał na poskładanej w kącie macie liżąc sobie łapkę. Czując jej wzrok podniósł swoje piękne turkusowe oczy. Przyglądał się spokojnie. Dziewczyna uniosła i opuściła lekko brodę po czym wyciągnęła powoli i spokojnie rękę w kierunku zwierzęcia.
  Chłopak schował "jajeczko" do zamaskowanej wnęki w ostatniej belce podtrzymującej strop i wrócił po torbę.
 - Jest nie ufny - ostrzegł
 - To nic
Kot lekko przekrzywił główkę i również wykonał gest. Tak samo podniósł budkę. Mruknął cichutko. Uśmiechnęła się.
 - Skąd to masz? - zapytał odkładając bagaż pod przeciwległą do skosu pod którym półleżała dziewczyna, ścianę.
 Popatrzyła na niego i zamrugała zaskoczona pytaniem.
 - Nie miałaś tego sztyletu kiedy Cię wyprowadzałem z miasta.
 - Jest mój.
Poczuła ciepłe futerko pod dłonią. Kot mruczał. Jednak przyszedłeś, pomyślała. Pogłaskała go.
-Dobrze.-U  uśmiechnął się szyderczo.
-Nie ukradłam go. - Zaprotestowała
-Pytałem tylko skąd go wzięłaś - wzruszył ramionami, wciąż się uśmiechając, tylko bardziej tajemniczo.
- Nie istotne.
Postanowił nie dociekać skąd go ma. Mógłby wycisnąć z niej tę informację, jak i wiele innych, miał wprawę, sposoby niekoniecznie niebrutalne. Mógłby, ale nie chciał.
Dziewczyna głaskała czule mruczącego czarnego kota, mrużył oczy. Przyglądał się jej, uśmiechała się do zwierzęcia delikatnie, oboje byli zadowoleni. Widząc to chłopak również się uśmiechną, nieco zdziwiony.
- Coś takiego. Zwykle gdy ktoś chce go pogłaskać, syczy lub nawet się rzuca z pazurami. - zaśmiał się
- Też bym się najeżyła gdyby ktoś chciał mnie na siłę głaskać, czy przytulać. - spojrzała na niego. Uniósł jedną brew
- To ostrzeżenie?
- Może - uśmiechnęła się złowieszczo.
Milczał. Zmrużył tylko lekko oczy obserwując ją bacznie. Westchnął, usiadł koło torby i oparł się plecami o ścianę.
- Ukryłam Młodego. Twierdził, że ty tak chciałeś.
- Owszem dziękuję. - Odchylił głowę, patrzył beznamiętnie na sklepienie.
-To jakie plany na jutro?
- Hmm. Wyprowadzamy kolejnych z pola walki. A tak przy okazji: Szybko ci poszło z tamtą młodą rekrutką. Myślałem że będziesz dalej uciekać, a ty się tylko schowałaś za rogiem. Nie spodziewała się tego. Ładnie.
- Była zbyt pewna siebie. Nie pomogły jej chwyty, przewidziałam to. Wbiłam paznokcie w jej dłoń, przede wszystkim była wielce zdziwiona że odparła atak. A potem już poszło gładko.
- Co mówiła? Widziałem jak rozmawiałyście.
- Nic ważnego. I nie rozmawiałyśmy. Ona coś tam mamrotała..
Wzruszył ramionami - Połóż się. Ciągnąłem cię dziś za sobą zbyt długo. Zmęczona jesteś.
Rozścieliła gruby koc na macie, a drugim się przykryła.
- Materac wygodniejszy - wskazał przedmiot pod skosem metr od niego.
- Twój przecież. To ja się wprowadziłam bez pytania.
- Odstępuję Ci go. Przynajmniej na razie - uśmiechnął się złośliwie - Później się zobaczy - teraz jego uśmiech stał się bardziej przyjazny.
- Śpij już. - dodał.
Niepewnie wśliznęła się pod kołdrę. Nie mogła zasnąć.

Opowiadanie? Tak czy inaczej - Część I


Dziewczyna leżała niemal nieruchomo. Unosiła się tylko nieznacznie, ledwie oddychając.
 - Bierzemy ją – Powiedział lodowatym głosem, ten w czarnej ciężkiej, jak na materiał, opończy.
 - Niewiele uda się przywołać dzięki ledwo żywej – zauważył ten za jego lewym ramieniem.
 - Przyda się – Z tymi słowami przewodniczący nekromantów  urwał wszelkie chęci sprzeciwu czy niezadowolenia. Ruszył szybkim i władczym krokiem dalej, a za nim postąpiła reszta sekty.
     Został tylko młody czarnowłosy chłopak, podchodzący niespiesznie do dziewczyny. Przyjrzał jej się przechylając głowę. Nie bardzo wiedział jak ją podnieść.  Jęknęła unoszona. Po kilku krokach czując jak jej oddech słabnie położył ją z powrotem między korzeniami. Reszta grupy zdążyła już zniknąć wśród drzew.
 - Martwa się nam nie przydasz – westchnął klękając obok.
 - Mogę.. ? – szepnęła tak cicho że nie był pewien czy w ogóle coś powiedziała. Jej oczy były lekko uchylone.
   Desperacko walczyła o każdy oddech.
- Słucham? – Odruchowo zbliżył ucho do jej prawie nieruchomych ust. Niezbyt przemyślane posunięcie, mogło go to kosztować życie.  Ale ta nie wydobyła z siebie już żadnego dźwięku. Podniosła tylko ledwie dłoń i dotknęła jego szyi. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować poczuł delikatnie rozchodzące się fale emitowane z miękkich lodowatych koniuszków palców, ogarniało go powoli zmęczenie. Cofnęła rękę.
 - Dziękuję – Powiedziała już nieco głośniej, próbując usiąść. - oddam jak tylko uzyskam więcej energii.
                Łapała powietrze w płuca jakby po długim pobycie pod taflą wody.
 -Nie musiałaś z tym czekać – wytknął dziewczynie - mogłaś sobie ją wziąć kiedy Cię niosłem – Pomógł jej wstać, jednak sam się zachwiał. Nie był świadomy ile sił mu zabrała. Szybko odzyskał równowagę i mógł już podtrzymać dziewczynę. Znał różne sposoby przekazywania energii i ich skutki, ale nigdy by nie pomyślał że w tak krótkim czasie można jej zabrać aż tyle.
 - I pozwolić się donieść do ołtarza? Nie dziękuję. – Starała się ustać o własnych siłach, co jak na razie niezbyt jej wychodziło.
 - Jeszcze chwila zwłoki i byś leżała bez tchu. – Zauważył wypominając jej lekkomyślność w tak krytycznej dla niej sytuacji. Obserwował bacznie, czy dziewczyna nie potrzebuje jeszcze jego wsparcia.
 - Więc miałam szczęście że się zatrzymałeś. – Spojrzała na niego z tajemniczym uśmieszkiem nieporuszona jego tonem, korzystając z najbliższego drzewa jako podporę.
 - A co miałem zrobić? Nieść twoje zwłoki niepotrzebnie do nich? Przynajmniej teraz pójdziesz sama. – wzruszył ramionami.
 - Możesz im przekazać inne zakończenie. – Uśmiechnęła się lekko i spojrzała mu w oczy prosząco. - Załóżmy że Cię nie dotknęłam i masz z głowy.
   Chłopak zamyślił się, przypominając sobie jego obowiązki, jako nekromanta i wyobrażając sobie co go czeka w takim razie w przyszłości. Wzdrygnął się lekko. Czy ona to wszystko zaplanowała? Przeleciało mu przez myśl. Wyglądała jednak na bardziej rozważną osobę. Była albo bardzo pewna siebie albo głupia. Ostatecznie mogła być jeszcze cholernie odważna i przemyślająca zdarzenie przynajmniej o kilkanaście kroków, a przy tym niezbyt ceniąca swoje życie.
 - Jesteś pewien że tego chcesz? Pragniesz by twoje życie tak wyglądało? – Szepnęła zmartwiona.
   Cofnął się o krok zaskoczony jej pytaniem i szczerym spojrzeniem. O co jej chodzi? Czego ode mnie chcesz..? Pomyślał.
 - To już nie ma znaczenia. – Ustąpił ostatecznie. Jakby nie było, nie miał już nic do stracenia. Odwinął rękaw odsłaniając wytatuowany znak grupy.
 - Należysz do nich od niedawna, jeszcze masz szansę zawrócić. – Przekonywała.
 - Skąd masz tą pewność ile u nich jestem? – warknął lekko, rozdrażniony jej wiedzą o nim. Kim ty jesteś by móc mnie osądzać? - Z resztą znajdą mnie dzięki znakowi.
   Milczała. Jej oczy wypełnione były współczuciem. Zawahał się. Może nie powinien tak naskakiwać? Może po prostu chciała pomóc? Zaraz! Od kiedy to w tym cholernym lesie na „terenie nekromantów” jest ktoś kto chce pomóc? Nauczył się już by nie ufać komukolwiek z innej napotkanej grupy. Tutaj każdy walczył o najlepszy kąsek „energii życiowej” nawet jeśli miałby pochodzić z jednego z „braci po fachu”. A jednak. Ona była zupełnie inna. Prawdziwa. Zdawała się nie mieć maski sztucznej dobroci którą zrzuciłaby po wplątaniu go w swoje sidła. Lekkomyślna ale może i dobra? Z resztą itak miał już dość takiego życia. Jedyne co go mogło czekać przy niej to śmierć. Całkiem niezły los jakby nie patrzeć. W końcu nekromanci potrafili wyczyniać o wiele gorsze rzeczy na które nie zamierzał już nigdy więcej patrzeć bezczynnie. Męczarnie w których powoli ginęły niewinne stworzenia.. Zacisnął pięści. Odpędził męczące go myśli i starał się wrócić do teraźniejszości. Tu gdzie mógł być jego koniec, byle by uciec od tych demonów którzy, nie wiadomo jakim prawem nazywali siebie jeszcze ludźmi.
 - Chciałbym się go pozbyć.. uciec jak najdalej. Nawet nie wiesz jak mroczne rytuały odprawiają. –Wyznał spuszczając głowę. Czekała na te słowa. Od początku wychwyciła jego niechęć do wykonywania poleceń nekromantów. Jest inny, więc dla czego do nich trafił?
 - Postaraj się nie krzyczeć, będzie boleć – przyłożyła do jego znamienia znak jeźdźca u jej prawej dłoni. Szepnęła coś.
   Nagle poczuł ostry ból rozchodzący się od jej dotyku, parzył. Chciał się wyrwać ale  trzymała mocno. Mimo wszystko jego ciało broniło się przed bólem. Syknął wściekle. Czół jak coś wkłuwa się w jego przedramię i atakuje skórę otaczając tylko „mroczny znak”. Powoli ogień zastępował kojący chłód. Miał wrażenie jakby razem z gorącem odchodził również ciążący na nim od dawna symbol. Odetchnął.
 - Już po wszystkim, dobrze to przeszedłeś, mogło być gorzej. Albo jesteś u nich ledwie parę dni, albo miałeś silną wolę odejścia.
 -Raczej to drugie – Powiedział oglądając swoją rękę na której nie było już nic, poza lekkim zaczerwienieniem. – Robiłaś już to kiedyś?
 - Nie spotkałam jeszcze nikogo kto by chciał zrezygnować.
 - Wyrwałaś się nekromantom? – Zapytał z niedowierzaniem
 - Nie musiałam, wtedy byłam w pełni sił i nie wędrowałam sama.
    Kim ty jesteś? To pytanie coraz bardziej go nurtowało. Nie zabiła go. A nawet pomaga mu wymknąć się sekcie? Dlaczego? Kolejna sztuczka nekromantów? To jakiś test? Kolejna fala pytań zalewała jego umysł. Ostatecznie chyba nie mogę narzekać.
 - No ładnie, mam się bać? – uśmiechnął się nieśmiało.
 Odwzajemniła jego reakcję  – Zrezygnowałeś, poza tym nie mam tyle energii przecież żeby z tobą walczyć. Lepiej nie zwlekajmy, ruszajmy jak najszybciej.
    Zesztywniał. Że CO?! „Próba ucieczki surowo karalna!” Przypomniał sobie ostrzeżenia jego przełożonych. Czego ty ode mnie wymagasz?! Kto cię nasłał! Zmrużył oczy patrząc na nią jakby starał się ją przejrzeć, bezskutecznie doszukując się oznak przyszłej zdrady.
   Zbyt wiele przeszedł. Pomyślała widząc jego nagłą wrogość i podejrzliwość. Może nie dać rady przezwyciężyć sam siebie. Posmutniała.
   Zamrugał zaskoczony swoją reakcją i hamulcami włączającymi się jak na komendę po wrytych przez nekromantów zasadach. Idiota! Przecież to twoja okazja by się stąd wyrwać! Ona chce ci pomóc! Gdzie twoja wiara w ludzi.. No tak zaginęła dawno temu. Zacisnął powieki. Kiedy je otworzył, jego oczy były spokojniejsze i pewne decyzji którą podjął.
 - Dasz radę iść? – zapytał w końcu, mile ją tym zaskakując.
 - Oddalmy się od nich jak najszybciej. Mogę biec jakiś czas. – Ruszyła przed siebie, zanim zdążyłby zmienić zdanie. Chłopak pobiegł za nią.
Postanowił jej zaufać. Cokolwiek się wydarzy, itak będzie to leprze od „przyszłości młodego nekromanty”.
 - Czekaj! – Krzykną, raptownie sobie przypominając ten kierunek – Biegniemy prosto na cmentarz, miejsce treningu adeptów!
 - „Im bliżej zagrożenia, tym dalej od zranienia.” – Gdy zobaczyła czarne stalowe ogrodzenie, mrocznego miejsca, przyspieszyła. Biegł na ślepo za nią, starając się nie stracić jej z oczu wśród gęstwiny. Zwolniła, chwyciła go za rękę i znów popędziła szybciej. Usłyszeli za sobą głosy, ale mieli przewagę. Jakby las tworzył dla nich ścieżkę, a tamtym zagradzając. Po chwili znaleźli się poza zasięgiem gęstych zarośli a wraz z nimi, nekromantów.
 - Jak to się stało?- Zapytał, łapiąc oddech. – Że biegliśmy przez gąszcz bez trudu?
 - Powiedzmy że mam z naturą więcej wspólnego niż oni.
 - To jest pewne, oni zabijają co ma prawo żyć.
   Podeszła do niego. Wyprostował się obserwując co zamierza. Zauważył, że dziewczyna tylko odrobinę przyspieszyła pracę płuc, a przynajmniej tak szybko ją opanowała po biegu. Powoli wyciągnęła rękę i dotknęła jego szyi w tym samym miejscu co poprzednio. Znów poczuł znane już fale, tym razem dodające sił. Jego oddech stał się równy i spokojny.
 - Nie wiem czy to dobry pomysł. Co jeśli padniesz mi po drodze? A tak przy okazji, dokąd zmierzamy? I.. – zawahał się – Kim ty jesteś? – ściszył głos marszcząc lekko brwi.
 - Nie padnę, znalazłam gem po drodze. Nie mam pojęcia, często kieruję się w stronę emitowanej energii. To jeden z tych przypadków. – Jego ostatnie pytanie zignorowała.
 - To Cię właśnie przywiodło na tereny łowów nekromantów?
 - Między innymi.
 - W takim razie chodźmy. Chłopak lekko skręcił od kursu obranego przez dziewczynę, bardziej na zachód. Poszła za nim, znalazłszy się przy jego boku dostosowała tępo marszu.
 - Skąd wiesz w którą stronę mam zamiar iść? – Uśmiechnęła się, obserwując jego reakcję.
 - Mam wrażenie, że mnie również tam ciągnie, chociaż pewnie nie tak bardzo jak Ciebie. – Odwzajemnił uśmiech czując jak zostawia przeszłość za sobą. Była pierwszą osobą przy której poczuł wolność. Mógł wybrać dowolny kierunek i podążać nim.
   Las przed nimi stawał się coraz mroczniejszy, powoli podnosiła się mgła, chłód stawał się coraz bardziej dokuczliwy.
 - Zatrzymajmy się, na dzisiaj wystarczy wędrówki. Gem dużo Ci nie da, jak będziesz skrajnie wyczerpana. – zaproponował. Nic dziwnego. Był bardziej rozważny niż ona. Dziewczyna najwyraźniej żyła chwilą. A jego nauczono przewidywać jak najwięcej scenariuszy w tak niebezpiecznych miejscach.
 - Nic mi nie jest, mogę iść.
 - Chyba wiem dlaczego byłaś ledwo żywa jak cię znaleźliśmy widząc jaka jesteś uparta.
 - Nie jestem, po prostu …
 - No słucham – Skrzyżował ręce na piersi, wpatrując się w nią i wyczekując odpowiedzi. Nie otrzymał jej – Tak jak przypuszczałem. – Musisz odpocząć, zwłaszcza że biegłaś taki kawał, a teraz jeszcze musisz mieć energię na ogrzanie ciała. Nie ma mowy, nigdzie dalej nie idziesz.
 - Ale ..
 - Chcesz się przekonać czy cię zatrzymam? Proszę bardzo, uprzedzam, że przy twoim stanie nie masz szans – uśmiechnął się złośliwie.
   Dziewczyna osunęła się pod pobliski buk z oburzeniem. Nagle ogarnęło ją ogromne zmęczenie. Zsunęła się jeszcze niżej, głowa opadła jej bezwładnie. Chłopak doskoczył do niej, położył ją delikatnie na swojej derce, widząc że ona nie ma żadnego bagażu po za niewielką sakiewką. Momentalnie zasnęła. Sam usiadł obok oparł się plecami o drzewo które przed chwilą było podporą dziewczyny i przyglądał się nocnemu niebu. Zdawało mu się, że jakiś dość odległy, duży kształt przemknął nad nimi. Nie przejął się tym za bardzo, w końcu był daleko i zbyt bardzo czuł zmęczenie, żeby się zastanawiać co to. Miał tylko wielką nadzieję, że nic ich tutaj nie zaatakuje, bo nie miał by sił ich bronić. Spojrzał na dziewczynę. Spała spokojnie zawinięta szczelnie, z pewnością jest o wiele bardziej wykończona, choć nie dała po sobie tego poznać. Uśmiechnął się trochę. Postawił na swoim, a sądził, że będzie ciężej. Ostatnim kłopotem tego dnia był tylko bardzo nużący sen. Wiedział, że nie może zasnąć, stracić czujności.



Pierwszy wpis. Proszę powiedzcie jak się wam to widzi, co ewentualnie zmienić. :)
Spokojnie, przyjmuję wszelkie krytyki xP