Bez sensu.
To co jest na tym blogu, a konkretnie 2 pierwsze ("Część I", "Wojna") pisałam parę lat temu. Stwierdziłam, że kontynuowanie tego, nie ma najmniejszego sensu. Z resztą widać to po "Części II". Nie pamiętam już jaką miałam ambicję w tym co zaczęłam, więc niestety lub stety, jak tam wolicie, ciąg dalszy nie nastąpi. Tak. I właśnie.. Więc bloga zawieszam i poważnie się zastanawiam nad usunięciem go.
A tak przy okazji, nie za bardzo umiem pisać coś na dłuższą metę. Piszę fragmentami urwanymi z wątków. Niektóre mają sens, istniejąc oddzielnie, inne nie.
poniedziałek, 25 lutego 2013
sobota, 23 lutego 2013
Część II
Ocknął się gdy wschodzące słońce przenikało delikatnie przez
gałęzie wysokich drzew. Zerwał się na równe nogi. Ile spałem?! Jak to się stało
w ogóle? Kiedy??
Rozejrzał się dookoła. Dziewczyny nie było już na jego
derce. Szlag! Chciał ją zawołać kiedy raptem przypomniał sobie że się nie
przedstawili. Odwrócił się i zamarł zaskoczony. Stała przed nim, oparta
ramieniem o pień drzewa pod którym spał.
- Odpocząłeś?
- J.. ja.. – zaczął ale
nie wiedział co powiedzieć. Dopiero teraz dostrzegł dwoje ludzi zaplątanych w
korzenie, które owijały się wokół nich niczym ogromne boa. Jego oczy rozszerzyły
się w przerażeniu gdy rozpoznał szaty i znak.
- Zjawili się o
świcie. – uprzedziła pytanie. – Płytko spałam i usłyszałam jak rozmawiali,
kawałek od nas. Mówili coś że jeden z nowicjuszy nie wrócił z ofiarą.
Zamierzali się upewnić czy to ty.
- Jak to się stało..?
– wciąż nie dowierzał że drzewo „zaatakowało” tych dwoje.
- Wspominałam że
kiedyś już natknęłam się na nekromantów.
- Tak ale to nie
zmienia.. Czekaj. To twoja robota?
- Tak. – odparła niewzruszenie
zerkając na martwych.
Rzucił jej tylko ostre
spojrzenie. Jego groźne czarne oczy domagały się natychmiastowych wyjaśnień.
- Musiałam! – jęknęła
przepraszająco - Gdybym pozwoliła im odejść, donieśli by gdzie jesteśmy i że
podróżujesz ze mną. Dobrowolnie – dodała szybko.
- I myślisz że w ten
sposób jesteś od nich lepsza?!
- N.. nie rozumiem. –
mruknęła zaskoczona
- Zabijasz, tak jak i
oni!
- Nie miałam wyboru! –
nie pozostała mu dłużna – „Zabij lub zostań zabity”! Gdyby nie ja, miałbyś na
karku już w tej chwili grupę tych twoich byłych koleżków!
- Co nie zmienia
faktu..
- Zmienia! Wszystko
zmienia! Powinieneś wiedzieć że nie zabijam bez potrzeby. To akurat było w
obronie nie tylko własnej ale i twojego tyłka! – zauważyła, wskazując go palcem
przy przedostatnim wyrazie. – Jesteś przewrażliwiony na punkcie zabijania przez
tych sukinkotów. Rozumiem. Nie możesz więcej patrzeć na czyjąś śmierć.
Widziałeś jej zbyt wiele. Ale nie bądź miękką kluchą w takich sytuacjach! To
nie powód żebyś mi tu wytykał rzekome błędy.
Cofnął się o krok po
jej ostrych słowach. Cierpliwie czekała patrząc mu hardo w oczy mimo że była
niższa od niego. Sięgała mu mniej więcej do mostka. Otrząsnął się po chwili.
- Ah tak?..
Skinęła, krzyżując ręce
na piersi.
- A może mi jeszcze
powiesz że ci ich szkoda? – trafiła w czuły punkt. Dawniej często czół do nich
nienawiść za to co robią. Jednak kiedyś byli ludźmi. Tak przynajmniej mu się
wydawało.
- N.. nie ale..
- Ale co? Myślisz że
oni by się zawahali widząc zdradę?
- Zaczynam żałować że pozwoliłem ci się
przeciągnąć na swoją stronę! – wypalił niewiele myśląc nad słowami.
Prychnęła
niedowierzając jego słowom.
- Przeciągnąć? –
zapytała bardzo cicho i powoli. – A więc dobrze. Wracaj sobie do nich jak ci
się to wszystko tak podobało. Ale powiem ci jedno. Masz więcej wspólnego z
mordem niż ja. Na twoich rękach jest krew niewinnych, czy to ci się podoba czy
nie.
Odwróciła się na
pięcie zarzucając włosami i zostawiając go samego. Szybko zniknęła w gęstwinie
zanim zdążył jakkolwiek zareagować.
Drgnął nagle, uświadamiając sobie co zrobił.
- Dziewczyno? –
zawołał dość cicho. – Zaczekaj! Przepraszam, ja.. – powiedział już głośniej ale
znikąd nie dobiegała do niego odpowiedź.
Zacisnął powieki i
opuścił głowę. Idioto! Jak możesz być tak niewdzięczny. Masz przechlapane. Nie
umiesz nawet królika upolować gołymi rękami. Został sam. Jedynie z derką którą zawsze
nosił przy sobie i niewielkim sztyletem z którym się nie rozstawał.
czwartek, 21 lutego 2013
Wojna
Podpłynął na małej łódce do platformy na której stał domek,
zacumował, zabrał torbę i wszedł do środka.
Budynek
miał cienkie bambusowe ściany i zdawał się lewitować nad gładką taflą rozlewiska
ciągnącego się po skraj lasu.
Domek ten odstawał od reszty. Jakby nie był częścią wioski.
Niewielkie miasto kończyło się wraz z brzegiem rozlewiska.
Woda była strefą pokoju. Granicą. Między wieżowcami toczyły
się nieustanne walki. Żołnierze nie strzelali do cywilów, jednak tych było niewielu
na polu bitwy. Tylko
ci, którzy nie zdążyli bądź po prostu nie zdołali uciec.
Chłopak
rozejrzał się po pomieszczeniu i nasłuchiwał. Nagle coś przykuło jego uwagę.
Podszedł cicho i płynnie do szafy pod ścianą. Szybkim ruchem otworzył ją. Nie zobaczył jednak nic
nadzwyczajnego : kilka wiszących ubrań, stertę jakichś szat poskładanych na prowizorycznej półeczce i dwie pary butów na dnie. Nie tego się spodziewał,
już miał zamykać drzwi, gdy znów usłyszał cichy szelest materiału. Przyjrzał
się tylnej ścianie mebla. Miała wiele sęków większych i
mniejszych, normalne. Dla pewności przejechał po każdym delikatnie palcami. Jeden
z brzegu ustąpił. Przekręcił go i przesunął ściankę. Wnęka była
niewielka ale w sam raz na kryjówkę. Spojrzał w dół. Na materacyku, owinięty w
jasną
pościel spał chłopiec. Czarnowłosy uśmiechnął się lekko i
zamkną wnękę, a potem szafę. Omiótł wzrokiem kolejny raz pomieszczenie i mając pewność, że nic nie zmieniło swojego miejsca podszedł do
drabiny. W trzech długich skokach znalazł się na poddaszu i zamarł.
Kątem
oka dostrzegł delikatny płynny ruch. Leżąca na podłodze dziewczyna miała pół
otwarte oczy. Trwał bez ruchu jeszcze przez dłuższą chwilę. Na pewno śpi. Pomyślał. Wywnioskował to po
spokojnym miarowym oddechu i nie reagowała na jego drgnięcie. Odetchnął cicho, wyprostował się na tyle, na ile pozwalały mu poprzeczne
belki, położył przed siebie torbę i zaczął w niej grzebać.
Tymczasem
dziewczyna nadal leżała bokiem, z opartą o rękę, jak o poduszkę głową i
spływającymi włosami na oczy. Otwarte oczy.
Czarnowłosy
po raz kolejny spojrzał na dziewczynę. Znów znieruchomiał jednak tym razem
tylko na chwilę. Spodziewał się, że ją obudzi. Patrzyła mu prosto w oczy, wnikliwie. Niemal odnosił
wrażenie, że z nienawiścią. Wrócił do przeszukiwania torby, jednak ona nie
spuszczała wzroku.
- Podczas misji
bardziej mi ufałaś. - odezwał się cicho.
Milczała. Rozległ się cichy szmer. Zerwała się wyszukując
źródła dźwięku i szukając dłonią sztyletu. Nie znalazła go, coś było nie tak.
Dostrzegła czarnego zielonookiego kota, wpatrującego się w nią
tajemniczo. Nie rozluźniła się. Przeniosła wzrok s powrotem na chłopaka.
- Tam leży - wskazał
ruchem głowy nie podnosząc wzroku. - Jest - szepnął do siebie. Wyciągnął z
niewielkiej wewnętrznej kieszeni torby coś małego i owalnego. Złoty przedmiot połyskiwał leciutko w
ciemnościach. Nie był większy od męskiego kciuka.
Dziewczyna na
początku zastanawiała się dlaczego jej ostrze nie leży tam gdzie je zostawiła,
jednak później jej uwagę przykuło to błyszczące coś.
Rozpoznała to coś i lekko uśmiechnęła się złośliwie. Była
pewna, że on nie wymyśli do czego to służy. A
nie wiedział na pewno. Inaczej by to trzymał. W każdym razie na pewno nie do góry nogami. Odwróciła
spokojnie głowę i spojrzała na kota. Leżał na poskładanej w kącie macie liżąc sobie łapkę. Czując jej wzrok podniósł swoje piękne
turkusowe oczy. Przyglądał się spokojnie. Dziewczyna uniosła i opuściła lekko
brodę po czym wyciągnęła powoli i
spokojnie rękę w kierunku zwierzęcia.
Chłopak schował
"jajeczko" do zamaskowanej wnęki w ostatniej belce podtrzymującej
strop i wrócił po torbę.
- Jest nie ufny -
ostrzegł
- To nic
Kot lekko przekrzywił główkę i również wykonał gest. Tak
samo podniósł budkę. Mruknął cichutko. Uśmiechnęła się.
- Skąd to masz? -
zapytał odkładając bagaż pod przeciwległą do skosu pod którym półleżała
dziewczyna, ścianę.
Popatrzyła na niego i
zamrugała zaskoczona pytaniem.
- Nie miałaś tego
sztyletu kiedy Cię wyprowadzałem z miasta.
- Jest mój.
Poczuła ciepłe futerko pod dłonią. Kot mruczał. Jednak
przyszedłeś, pomyślała. Pogłaskała go.
-Dobrze.-U uśmiechnął
się szyderczo.
-Nie ukradłam go. - Zaprotestowała
-Pytałem tylko skąd go wzięłaś - wzruszył ramionami, wciąż
się uśmiechając, tylko bardziej tajemniczo.
- Nie istotne.
Postanowił nie dociekać skąd go ma. Mógłby wycisnąć z niej
tę informację, jak i wiele innych, miał wprawę, sposoby niekoniecznie
niebrutalne. Mógłby, ale nie chciał.
Dziewczyna głaskała czule mruczącego czarnego kota, mrużył
oczy. Przyglądał się jej, uśmiechała się do zwierzęcia delikatnie, oboje byli
zadowoleni. Widząc to chłopak również się uśmiechną, nieco zdziwiony.
- Coś takiego. Zwykle gdy ktoś chce go pogłaskać, syczy lub
nawet się rzuca z pazurami. - zaśmiał się
- Też bym się najeżyła gdyby ktoś chciał mnie na siłę
głaskać, czy przytulać. - spojrzała na niego. Uniósł jedną brew
- To ostrzeżenie?
- Może - uśmiechnęła się złowieszczo.
Milczał. Zmrużył tylko lekko oczy obserwując ją bacznie.
Westchnął, usiadł koło torby i oparł się plecami o ścianę.
- Ukryłam Młodego. Twierdził, że ty tak chciałeś.
- Owszem dziękuję. - Odchylił głowę, patrzył beznamiętnie na
sklepienie.
-To jakie plany na jutro?
- Hmm. Wyprowadzamy kolejnych z pola walki. A tak przy
okazji: Szybko ci poszło z tamtą młodą rekrutką. Myślałem że będziesz dalej
uciekać, a ty się tylko schowałaś za rogiem. Nie spodziewała się tego. Ładnie.
- Była zbyt pewna siebie. Nie pomogły jej chwyty,
przewidziałam to. Wbiłam paznokcie w jej dłoń, przede wszystkim była wielce
zdziwiona że odparła atak. A potem już poszło gładko.
- Co mówiła? Widziałem jak rozmawiałyście.
- Nic ważnego. I nie rozmawiałyśmy. Ona coś tam mamrotała..
Wzruszył ramionami - Połóż się. Ciągnąłem cię dziś za sobą
zbyt długo. Zmęczona jesteś.
Rozścieliła gruby koc na macie, a drugim się przykryła.
- Materac wygodniejszy - wskazał przedmiot pod skosem metr
od niego.
- Twój przecież. To ja się wprowadziłam bez pytania.
- Odstępuję Ci go. Przynajmniej na razie - uśmiechnął się
złośliwie - Później się zobaczy - teraz jego uśmiech stał się bardziej
przyjazny.
- Śpij już. - dodał.
Niepewnie wśliznęła się pod kołdrę. Nie mogła zasnąć.
Opowiadanie? Tak czy inaczej - Część I
Dziewczyna leżała niemal nieruchomo. Unosiła się tylko
nieznacznie, ledwie oddychając.
- Bierzemy ją –
Powiedział lodowatym głosem, ten w czarnej ciężkiej, jak na materiał, opończy.
- Niewiele uda się
przywołać dzięki ledwo żywej – zauważył ten za jego lewym ramieniem.
- Przyda się – Z tymi
słowami przewodniczący nekromantów urwał
wszelkie chęci sprzeciwu czy niezadowolenia. Ruszył szybkim i władczym krokiem dalej,
a za nim postąpiła reszta sekty.
Został tylko młody czarnowłosy chłopak, podchodzący
niespiesznie do dziewczyny. Przyjrzał jej się przechylając głowę. Nie bardzo
wiedział jak ją podnieść. Jęknęła
unoszona. Po kilku krokach czując jak jej oddech słabnie położył ją z powrotem między
korzeniami. Reszta grupy zdążyła już zniknąć wśród drzew.
- Martwa się nam nie
przydasz – westchnął klękając obok.
- Mogę.. ? – szepnęła
tak cicho że nie był pewien czy w ogóle coś powiedziała. Jej oczy były lekko
uchylone.
Desperacko walczyła o każdy oddech.
- Słucham? – Odruchowo zbliżył ucho do jej prawie
nieruchomych ust. Niezbyt przemyślane posunięcie, mogło go to kosztować życie. Ale ta nie wydobyła z siebie już żadnego
dźwięku. Podniosła tylko ledwie dłoń i dotknęła jego szyi. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować poczuł
delikatnie rozchodzące się fale emitowane z miękkich lodowatych koniuszków
palców, ogarniało go powoli zmęczenie. Cofnęła rękę.
- Dziękuję –
Powiedziała już nieco głośniej, próbując usiąść. - oddam jak tylko uzyskam
więcej energii.
Łapała
powietrze w płuca jakby po długim pobycie pod taflą wody.
-Nie musiałaś z tym
czekać – wytknął dziewczynie - mogłaś sobie ją wziąć kiedy Cię niosłem – Pomógł
jej wstać, jednak sam się zachwiał. Nie był świadomy ile sił mu zabrała. Szybko
odzyskał równowagę i mógł już podtrzymać dziewczynę. Znał różne sposoby
przekazywania energii i ich skutki, ale nigdy by nie pomyślał że w tak krótkim
czasie można jej zabrać aż tyle.
- I pozwolić się
donieść do ołtarza? Nie dziękuję. – Starała się ustać o własnych siłach, co jak
na razie niezbyt jej wychodziło.
- Jeszcze chwila
zwłoki i byś leżała bez tchu. – Zauważył wypominając jej lekkomyślność w tak
krytycznej dla niej sytuacji. Obserwował bacznie, czy dziewczyna nie potrzebuje
jeszcze jego wsparcia.
- Więc miałam
szczęście że się zatrzymałeś. – Spojrzała na niego z tajemniczym uśmieszkiem
nieporuszona jego tonem, korzystając z najbliższego drzewa jako podporę.
- A co miałem zrobić?
Nieść twoje zwłoki niepotrzebnie do nich? Przynajmniej teraz pójdziesz sama. –
wzruszył ramionami.
- Możesz im przekazać
inne zakończenie. – Uśmiechnęła się lekko i spojrzała mu w oczy prosząco. -
Załóżmy że Cię nie dotknęłam i masz z głowy.
Chłopak zamyślił się, przypominając sobie jego obowiązki,
jako nekromanta i wyobrażając sobie co go czeka w takim razie w przyszłości.
Wzdrygnął się lekko. Czy ona to wszystko zaplanowała? Przeleciało mu przez
myśl. Wyglądała jednak na bardziej rozważną osobę. Była albo bardzo pewna
siebie albo głupia. Ostatecznie mogła być jeszcze cholernie odważna i
przemyślająca zdarzenie przynajmniej o kilkanaście kroków, a przy tym niezbyt
ceniąca swoje życie.
- Jesteś pewien że
tego chcesz? Pragniesz by twoje życie tak wyglądało? – Szepnęła zmartwiona.
Cofnął się o krok zaskoczony jej pytaniem i szczerym
spojrzeniem. O co jej chodzi? Czego ode mnie chcesz..? Pomyślał.
- To już nie ma
znaczenia. – Ustąpił ostatecznie. Jakby nie było, nie miał już nic do
stracenia. Odwinął rękaw odsłaniając wytatuowany znak grupy.
- Należysz do nich od
niedawna, jeszcze masz szansę zawrócić. – Przekonywała.
- Skąd masz tą
pewność ile u nich jestem? – warknął lekko, rozdrażniony jej wiedzą o nim. Kim ty
jesteś by móc mnie osądzać? - Z resztą znajdą mnie dzięki znakowi.
Milczała. Jej oczy wypełnione były współczuciem. Zawahał
się. Może nie powinien tak naskakiwać? Może po prostu chciała pomóc? Zaraz! Od
kiedy to w tym cholernym lesie na „terenie nekromantów” jest ktoś kto chce
pomóc? Nauczył się już by nie ufać komukolwiek z innej napotkanej grupy. Tutaj
każdy walczył o najlepszy kąsek „energii życiowej” nawet jeśli miałby pochodzić
z jednego z „braci po fachu”. A jednak. Ona była zupełnie inna. Prawdziwa.
Zdawała się nie mieć maski sztucznej dobroci którą zrzuciłaby po wplątaniu go w
swoje sidła. Lekkomyślna ale może i dobra? Z resztą itak miał już dość takiego
życia. Jedyne co go mogło czekać przy niej to śmierć. Całkiem niezły los jakby
nie patrzeć. W końcu nekromanci potrafili wyczyniać o wiele gorsze rzeczy na
które nie zamierzał już nigdy więcej patrzeć bezczynnie. Męczarnie w których
powoli ginęły niewinne stworzenia.. Zacisnął pięści. Odpędził męczące go myśli
i starał się wrócić do teraźniejszości. Tu gdzie mógł być jego koniec, byle by
uciec od tych demonów którzy, nie wiadomo jakim prawem nazywali siebie jeszcze
ludźmi.
- Chciałbym się go
pozbyć.. uciec jak najdalej. Nawet nie wiesz jak mroczne rytuały odprawiają.
–Wyznał spuszczając głowę. Czekała na te słowa. Od początku wychwyciła jego
niechęć do wykonywania poleceń nekromantów. Jest inny, więc dla czego do nich
trafił?
- Postaraj się nie
krzyczeć, będzie boleć – przyłożyła do jego znamienia znak jeźdźca u jej prawej
dłoni. Szepnęła coś.
Nagle poczuł ostry ból rozchodzący się od jej dotyku,
parzył. Chciał się wyrwać ale trzymała
mocno. Mimo wszystko jego ciało broniło się przed bólem. Syknął wściekle. Czół
jak coś wkłuwa się w jego przedramię i atakuje skórę otaczając tylko „mroczny
znak”. Powoli ogień zastępował kojący chłód. Miał wrażenie jakby razem z
gorącem odchodził również ciążący na nim od dawna symbol. Odetchnął.
- Już po wszystkim,
dobrze to przeszedłeś, mogło być gorzej. Albo jesteś u nich ledwie parę dni,
albo miałeś silną wolę odejścia.
-Raczej to drugie –
Powiedział oglądając swoją rękę na której nie było już nic, poza lekkim
zaczerwienieniem. – Robiłaś już to kiedyś?
- Nie spotkałam
jeszcze nikogo kto by chciał zrezygnować.
- Wyrwałaś się
nekromantom? – Zapytał z niedowierzaniem
- Nie musiałam, wtedy
byłam w pełni sił i nie wędrowałam sama.
Kim ty jesteś? To
pytanie coraz bardziej go nurtowało. Nie zabiła go. A nawet pomaga mu wymknąć
się sekcie? Dlaczego? Kolejna sztuczka nekromantów? To jakiś test? Kolejna fala
pytań zalewała jego umysł. Ostatecznie chyba nie mogę narzekać.
- No ładnie, mam się
bać? – uśmiechnął się nieśmiało.
Odwzajemniła jego
reakcję – Zrezygnowałeś, poza tym nie
mam tyle energii przecież żeby z tobą walczyć. Lepiej nie zwlekajmy, ruszajmy
jak najszybciej.
Zesztywniał. Że CO?! „Próba
ucieczki surowo karalna!” Przypomniał sobie ostrzeżenia jego przełożonych. Czego
ty ode mnie wymagasz?! Kto cię nasłał! Zmrużył oczy patrząc na nią jakby starał
się ją przejrzeć, bezskutecznie doszukując się oznak przyszłej zdrady.
Zbyt wiele przeszedł. Pomyślała widząc jego nagłą wrogość i
podejrzliwość. Może nie dać rady przezwyciężyć sam siebie. Posmutniała.
Zamrugał zaskoczony swoją reakcją i hamulcami włączającymi
się jak na komendę po wrytych przez nekromantów zasadach. Idiota! Przecież to
twoja okazja by się stąd wyrwać! Ona chce ci pomóc! Gdzie twoja wiara w ludzi..
No tak zaginęła dawno temu. Zacisnął powieki. Kiedy je otworzył, jego oczy były
spokojniejsze i pewne decyzji którą podjął.
- Dasz radę iść? –
zapytał w końcu, mile ją tym zaskakując.
- Oddalmy się od nich
jak najszybciej. Mogę biec jakiś czas. – Ruszyła przed siebie, zanim zdążyłby
zmienić zdanie. Chłopak pobiegł za nią.
Postanowił jej zaufać. Cokolwiek się wydarzy, itak będzie to
leprze od „przyszłości młodego nekromanty”.
- Czekaj! – Krzykną,
raptownie sobie przypominając ten kierunek – Biegniemy prosto na cmentarz,
miejsce treningu adeptów!
- „Im bliżej
zagrożenia, tym dalej od zranienia.” – Gdy zobaczyła czarne stalowe ogrodzenie,
mrocznego miejsca, przyspieszyła. Biegł na ślepo za nią, starając się nie
stracić jej z oczu wśród gęstwiny. Zwolniła, chwyciła go za rękę i znów
popędziła szybciej. Usłyszeli za sobą głosy, ale mieli przewagę. Jakby las
tworzył dla nich ścieżkę, a tamtym zagradzając. Po chwili znaleźli się poza
zasięgiem gęstych zarośli a wraz z nimi, nekromantów.
- Jak to się stało?-
Zapytał, łapiąc oddech. – Że biegliśmy przez gąszcz bez trudu?
- Powiedzmy że mam z
naturą więcej wspólnego niż oni.
- To jest pewne, oni
zabijają co ma prawo żyć.
Podeszła do niego. Wyprostował się obserwując co zamierza.
Zauważył, że dziewczyna tylko odrobinę przyspieszyła pracę płuc, a przynajmniej
tak szybko ją opanowała po biegu. Powoli wyciągnęła rękę i dotknęła jego szyi w
tym samym miejscu co poprzednio. Znów poczuł znane już fale, tym razem dodające
sił. Jego oddech stał się równy i spokojny.
- Nie wiem czy to
dobry pomysł. Co jeśli padniesz mi po drodze? A tak przy okazji, dokąd
zmierzamy? I.. – zawahał się – Kim ty jesteś? – ściszył głos marszcząc lekko
brwi.
- Nie padnę,
znalazłam gem po drodze. Nie mam pojęcia, często kieruję się w stronę
emitowanej energii. To jeden z tych przypadków. – Jego ostatnie pytanie
zignorowała.
- To Cię właśnie
przywiodło na tereny łowów nekromantów?
- Między innymi.
- W takim razie
chodźmy. Chłopak lekko skręcił od kursu obranego przez dziewczynę, bardziej na
zachód. Poszła za nim, znalazłszy się przy jego boku dostosowała tępo marszu.
- Skąd wiesz w którą
stronę mam zamiar iść? – Uśmiechnęła się, obserwując jego reakcję.
- Mam wrażenie, że
mnie również tam ciągnie, chociaż pewnie nie tak bardzo jak Ciebie. –
Odwzajemnił uśmiech czując jak zostawia przeszłość za sobą. Była pierwszą osobą
przy której poczuł wolność. Mógł wybrać dowolny kierunek i podążać nim.
Las przed nimi stawał się coraz mroczniejszy, powoli
podnosiła się mgła, chłód stawał się coraz bardziej dokuczliwy.
- Zatrzymajmy się, na
dzisiaj wystarczy wędrówki. Gem dużo Ci nie da, jak będziesz skrajnie
wyczerpana. – zaproponował. Nic dziwnego. Był bardziej rozważny niż ona.
Dziewczyna najwyraźniej żyła chwilą. A jego nauczono przewidywać jak najwięcej
scenariuszy w tak niebezpiecznych miejscach.
- Nic mi nie jest,
mogę iść.
- Chyba wiem dlaczego
byłaś ledwo żywa jak cię znaleźliśmy widząc jaka jesteś uparta.
- Nie jestem, po
prostu …
- No słucham –
Skrzyżował ręce na piersi, wpatrując się w nią i wyczekując odpowiedzi. Nie
otrzymał jej – Tak jak przypuszczałem. – Musisz odpocząć, zwłaszcza że biegłaś
taki kawał, a teraz jeszcze musisz mieć energię na ogrzanie ciała. Nie ma mowy,
nigdzie dalej nie idziesz.
- Ale ..
- Chcesz się
przekonać czy cię zatrzymam? Proszę bardzo, uprzedzam, że przy twoim stanie nie
masz szans – uśmiechnął się złośliwie.
Dziewczyna osunęła się pod pobliski buk
z oburzeniem. Nagle ogarnęło ją ogromne zmęczenie. Zsunęła się jeszcze niżej,
głowa opadła jej bezwładnie. Chłopak doskoczył do niej, położył ją delikatnie
na swojej derce, widząc że ona nie ma żadnego bagażu po za niewielką sakiewką.
Momentalnie zasnęła. Sam usiadł obok oparł się plecami o drzewo które przed
chwilą było podporą dziewczyny i przyglądał się nocnemu niebu. Zdawało mu się,
że jakiś dość odległy, duży kształt przemknął nad nimi. Nie przejął się tym za
bardzo, w końcu był daleko i zbyt bardzo czuł zmęczenie, żeby się zastanawiać
co to. Miał tylko wielką nadzieję, że nic ich tutaj nie zaatakuje, bo nie miał
by sił ich bronić. Spojrzał na dziewczynę. Spała spokojnie zawinięta szczelnie,
z pewnością jest o wiele bardziej wykończona, choć nie dała po sobie tego
poznać. Uśmiechnął się trochę. Postawił na swoim, a sądził, że będzie ciężej.
Ostatnim kłopotem tego dnia był tylko bardzo nużący sen. Wiedział, że nie może
zasnąć, stracić czujności.
Pierwszy wpis. Proszę powiedzcie jak się wam to widzi, co ewentualnie zmienić. :)
Spokojnie, przyjmuję wszelkie krytyki xP
Subskrybuj:
Posty (Atom)